Nasz Dziennik / piątek, 10 sierpnia 2012
Ostatnio jesteśmy świadkami prób reklamowania masonerii w Polsce jako siły kulturotwórczej pod hasłem "Zasługi masonerii dla kultury polskiej". Tej myśli ma być poświęcona wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie w 2013 roku.
Pojawiają się kolejne pozycje książkowe o historii masonerii oraz edycje źródłowe zawierające ujawnione dokumenty masońskie. Niektóre z tych publikacji ukazały się dzięki dotacji Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, jak np. edycja XVIII-wiecznych konstytucji brytyjskiej masonerii.
Wskazywanie na udział masonerii w toczącej się obecnie w świecie zachodnim kolejnej odsłonie "wojny o kulturę" jest dla tych, którzy tak twierdzą, pewną niemal przepustką do grona "oszołomów", "ludzi opętanych spiskową teorią", "chorobliwych nienawistników". Tako rzecze powszechnie panująca opinia w stadzie niezależnych umysłów nadających ton w mediach tzw. głównego nurtu.
Ale przecież dla każdego, kto śledzi historię Europy Zachodniej w ciągu ostatnich dwustu lat (od rewolucji francuskiej), wspomniany wyżej wpływ wolnomularstwa jest łatwy do wskazania. Pozostając przy "wojnach o kulturę" w ich XIX-wiecznej odsłonie, w takich krajach jak Francja, Włochy czy Portugalia udział masonerii jako czynnika inspirującego i do pewnego stopnia kierującego antykatolicką polityką kolejnych liberalnych ekip rządowych był niewątpliwy.
Sami wolnomularze nawet się z tym specjalnie nie kryli. I nie kryją. Gdy w 2005 roku cała "postępowa Francja" świętowała stulecie uchwalenia ustawy o rozdziale Kościoła od państwa, na stronie internetowej Grand Orient de France (Wielki Wschód Francji) - największej loży wolnomularskiej w tym kraju, ukazały się teksty wprost opisujące wspomnianą ustawę jako rezultat "dobroczynnego" wpływu Wielkiego Wschodu na francuską politykę przełomu XIX i XX wieku.
Francja i Wielka Brytania: ujawnić masonów
Ale przecież wpływ ten nie ograniczył się bynajmniej do tej epoki. W styczniu 2011 roku francuski liberalny tygodnik "Le Point" opublikował artykuł pod znamiennym tytułem "Masoni. Niewidzialna ręka", w którym alarmował, że lobby masonów ma decydujący wpływ na podejmowanie kluczowych decyzji w polityce, wymiarze sprawiedliwości oraz biznesie prowadzonym nad Sekwaną.
W tym samym tekście znalazły się ponadto informacje o nasyceniu masonami szeregów francuskiej elity władzy. Periodyk wymienił nazwiska kilku ważnych ministrów w ówczesnym francuskim rządzie i postacie znajdujące się w najbliższym otoczeniu byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy´ego.
"Le Point" - należący przecież do tzw. mainstreamowych mediów - przypomniał swoim czytelnikom, że tak liczna obecność członków tajnego stowarzyszenia (jakim jest masoneria) na szczytach władzy zagraża sprawnemu funkcjonowaniu państwa.
W tym kontekście autorzy wspomnianego artykułu zwrócili uwagę na głośną we Francji w 2008 roku sprawę skandalicznego wyroku sądu, który przyznał Bernardowi Tapie, biznesmenowi znanemu ze swoich - mówiąc eufemistycznie - niezbyt jasnych interesów (np. jako prezes piłkarskiego klubu Olympique Marsylia był skazany za "kupowanie" meczów), bardzo wysokie odszkodowanie z kasy państwowej. Tygodnik wprost stwierdził, że wyrok ten można łatwo wyjaśnić faktem, że zarówno Tapie, jak i sędziowie ze składu orzekającego byli masonami.
Obawy co do destrukcyjnego wpływu masonerii na życie publiczne nie ograniczają się bynajmniej do Francji. W 1997 roku raport brytyjskiego Home Office (ministerstwa spraw wewnętrznych) - a więc już w okresie, gdy rządziła lewicowa Labour Party Tony´ego Blaire´a - zalecił, by wszyscy sędziowie i policjanci obowiązkowo składali deklaracje o swojej przynależności (lub nie) do masonerii.
W 1998 roku laburzystowski minister spraw wewnętrznych Jack Straw wydał stosowne rozporządzenie, zobowiązujące, by nowo przyjmowani do służby w policji i wymiarze sprawiedliwości składali obowiązkowe deklaracje, natomiast zatrudnieni na tych stanowiskach przed wejściem w życie rozporządzenia - dobrowolne.
Jak po paru latach doniosła brytyjska prasa, to rozporządzenie szefa Home Office zostało faktycznie zbojkotowane przez wymienione grupy zawodowe.
Jak widać, masoneria nie jest bynajmniej obsesją ludzi patrzących na świat przez pryzmat teorii spiskowych, nie stanowi przedmiotu dociekań "starszych, mniej wykształconych, z małych miast", ale traktowana jest jako poważny problem natury państwowej w najważniejszych krajach Unii Europejskiej. Nieprzejrzystość struktur masonerii utajniającej swój skład osobowy i sposób działania stanowi realne niebezpieczeństwo dla sprawnego funkcjonowania tak ważnych gałęzi aparatu państwowego jak policja czy wymiar sprawiedliwości.
Powstaje bowiem zasadnicze pytanie (i wątpliwość) - wobec kogo jest tak naprawdę lojalny wysoko postawiony urzędnik (sędzia): wobec prawa państwowego czy wobec rodzimej loży. Skandal, który wybuchł we Włoszech w latach 80. ubiegłego wieku na tle funkcjonowania tzw. loży P2 (korupcja), był potwierdzeniem tego typu podejrzeń. Dodajmy, że taki, można powiedzieć, propaństwowy wzgląd kierował władzami II Rzeczypospolitej, które w 1938 roku na mocy dekretu prezydenta RP zakazały funkcjonowania na obszarze Polski wolnomularstwa.
Rzecz najważniejsza: "właściwy" wizerunek
Czy obserwowane działania promujące masonerię są rezultatem zorganizowanego, zakulisowego działania lóż działających w Polsce? Nie wiem. Wolnomularstwo jest stowarzyszeniem tajnym, strzegącym swoich tajemnic, a ujawniającym tylko tyle, ile chce i kiedy chce. Dysponujemy jedynie śladami, odpryskami prawdziwych intencji i planów. Na przykład w postaci prasowych wywiadów.
Warto sięgnąć choćby do rozmowy, którą ponad dwadzieścia lat temu z przedstawicielem Wielkiego Wschodu Francji przeprowadził tygodnik "Wprost" ("Bracia w fartuszkach" - wywiad z Didierem Śniadachem z Wielkiego Wschodu Francji, "Wprost", 20 stycznia 1991, nr 3). Wywiad ciekawy z dwóch powodów. Po pierwsze, widoczna jest w nim, w sposób modelowy, taktyka oswajania polskiego czytelnika z wolnomularstwem. Jak mówił bowiem przedstawiciel Grand Orientu: "My, wolnomularze, nie chcemy rewolucji, dążymy jedynie do polepszania człowieka poprzez jego wszechstronny rozwój. (...) Najważniejsza dla nas jest indywidualna praca jednostki nad własnym rozwojem".
A więc masoneria jako kółko samokształceniowe, chociaż z ambicjami misyjnymi. Francuski wolnomularz podkreślał bowiem, że "najistotniejsze jest przecież, żeby nasze [masońskie] idee przenikały za pośrednictwem wolnomularzy do różnych środowisk". Ale spokojnie. Nie grozi to żadnymi wstrząsami, zwłaszcza dla Kościoła. Aby to udowodnić, przedstawiciel francuskiej masonerii "kreatywnie" podszedł do prawdy historycznej, zauważając, że "wolnomularze w czasie rewolucji francuskiej ochraniali księży i pomagali im, bo naszą ideą jest braterstwo" (sic!!!).
Propozycja nie do odrzucenia?
Czytelnik niezorientowany w "zasługach" masonerii na rzecz odgórnie narzucanej od czasów rewolucji francuskiej polityki laicyzacyjnej byłby skłonny widzieć w lożach niewinne stowarzyszenia osób, które do wszystkich odnoszą się z miłością, szacunkiem i respektem. Takiego efektu oczekiwano. Przecież wspomniany wywiad ukazał się w 1991 roku, gdy apogeum osiągała walka środowisk liberalno-lewicowych o państwo "neutralne światopoglądowo", a "Wprost" wraz z "Gazetą Wyborczą", "Trybuną" i "Nie" był w awangardzie walki z czyhającym wszędzie "państwem wyznaniowym".
Czytelnik z tych tekstów oczywiście nie dowiedział się o papieskich orzeczeniach w sprawie masonerii, potępiających sposób działania oraz ideologię masońską. A nawet jeśli o nich wiedział, brał to za kolejny dowód "katolickiego obskurantyzmu". Mógł jednak czerpać pociechę z faktu, że do walki z tym ostatnim nadciąga pomoc - fachowa, z niemal dwustuletnim doświadczeniem na polu walki o postęp, tolerancję i braterstwo.
W cytowanym wywiadzie znalazły się bowiem znaczące zapowiedzi, nie tylko pomocy Polakom w organizowaniu nad Wisłą lóż masońskich. Przedstawiciel Wielkiego Wschodu zapowiadał również, że "chcemy pomóc Polakom dostać się do Wspólnego Rynku".
Jaka była skala tej pomocy, jakich sfer polskiego życia publicznego dotknęła szczególnie mocno - tego nie wiemy. Jednak z masońską deklaracją "pomocy" Polsce u progu tzw. transformacji po 1989 r. jest podobnie jak z deklaracją Breżniewa złożoną po powstaniu "Solidarności" w sierpniu 1980 roku o tym, że "nie pozostawimy socjalistycznej Polski samej w potrzebie i pomożemy naszym polskim towarzyszom". Lepiej z niej nie korzystać.
Autor jest kierownikiem Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, opublikował m.in. ksiażki : „Czerwone karty Kościoła”, „Pierwszy holocaust XX wieku”, „Kielnią i cyrklem. Laicyzacja Francji w latach 1870-1914”.
Prof. Grzegorz Kucharczyk