Ks. abp prof. Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieński, przewodniczący Rady Prawnej Konferencji Episkopatu Polski
Obserwując całą tę historię na Jasnej Górze i jej rozwój, widzę, że bardzo wiele osób, które ją komentują, bardzo trafnie pokazują pewne słabe punkty, czy wręcz manipulacje, w tej sprawie. Chciałbym bardzo spokojnie, ale też aspektowo spojrzeć na przepisy, które zabezpieczają chrześcijan, katolików w czasie ich modlitwy, czy to prywatnej, czy to wspólnotowej. Ponieważ tak naprawdę cała sprawa dotyczy sytuacji, w której ogromna rzesza wiernych Kościoła rzymskokatolickiego spotkała się na Liturgii i na innych wydarzeniach duszpasterskich.
W Rzeczypospolitej Polskiej jest bardzo silny cały system ochrony praw ludzi wierzących i to dotyczy ludzi różnych wyznań, różnych Kościołów. Praktycznie każde wyznanie, każdy Kościół, który ma uregulowaną sytuację prawną na obszarze RP, ma taką ochronę gwarantowaną przez system prawa polskiego. Tutaj źródłem prawa podstawowego jest Konstytucja. Sama Konstytucja odsyła albo do umów o randze międzynarodowej, a taką umową jest właśnie konkordat, który reguluje relacje między Kościołem katolickim a Rzecząpospolitą Polską, czy też poprzez odrębną ustawę ta sytuacja danego Kościoła jest uregulowana. Mocą tych właśnie regulacji polski porządek prawny gwarantuje wolność zgromadzeń duszpasterskich czy ściśle liturgicznych, czy wszystkich innych będących realizacją tzw. statutowych praw danego związku wyznaniowego. Przy czym gdy mówimy o statutowych prawach, to w rzeczywistości w odniesieniu do Kościoła katolickiego mówimy o kodeksie prawa kanonicznego, w odniesieniu do innych Kościołów wschodnich, też katolickich, mówimy o kodeksie kanonów katolickich Kościołów wschodnich. W każdym razie ta sytuacja jest bardzo precyzyjnie osadzona w polskim porządku prawnym, w całym systemie prawa. W tej sytuacji konkordat razem z Konstytucją stają się wraz z odpowiednimi ustawami źródłem prawa.
Wydarzenie chronione
Proszę zauważyć, że tutaj mieliśmy tak naprawdę do czynienia ze spotkaniem duszpasterskim. Elementem spotkania duszpasterskiego były na początku wystąpienia o charakterze muzycznym, nazywane koncertami, a w rzeczywistości to były oratoria, ponieważ chóry prowadziły ludzkie myśli po drogach medytacji ewangelicznej nad człowiekiem, zbawieniem, uświęceniem, nad Polską, nad rzeczywistościami ziemskimi, duchowymi. Były to więc oratoria, a nie jakieś koncerty, a to już jest wydarzenie duszpasterskie.
Była Liturgia, a to jest rzecz najściślej duchowa, wręcz otoczona pojęciem "sacrum". Gdy używamy pojęcia "sacrum", to każdy się niejako zatrzymuje na progu sacrum, a do wnętrza wchodzi tylko ten, kto chce to sacrum współprzeżywać, współtworzyć, kto chce się w to sacrum zanurzyć, a w ogóle akceptuje fakt, że to jest sacrum. Gdy dotykamy przestrzeni sacrum, wszyscy poważniejemy, tam już nie ma jakichś prywatnych zachowań, bo w sacrum wchodzimy według pewnych norm, przepisów. Potem, po Mszy Świętej, czyli po ścisłej Liturgii, był jeszcze akt duchowy - złożenie wotum. Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej przywiozły tablicę smoleńską i składały ją na ręce Ojców Paulinów, kustoszy Jasnej Góry, jako wotum. Moment złożenia wotum jest też momentem duchowym, modlitewnym, obrzędowym. To jest akt duchowy i każdy, kto w nim uczestniczy, jest też uczestnikiem wydarzenia ściśle duchowego. Do tego należy nie tylko podanie intencji czy formalny akt przekazania tego wotum, ale w tym przypadku elementem były również świadectwa kilku osób z grona rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, które chciały, zdecydowały się, wyraziły zgodę, by pokazać pewną głębię czy pewien ból, który oni przeżywają w porządku duchowym. Jako ludzie wierzący stają przed Bogiem, przy Matce Bożej, na świętym miejscu, w sanktuarium, aby ten swój ból przez Maryję Bogu zawierzać, a jednocześnie by modlić się o pewien sprawiedliwy porządek w relacjach międzyludzkich, także w Rzeczypospolitej Polskiej. Dlatego gdy mówimy o tym wydarzeniu, o tej pielgrzymce, bez wątpienia mówimy o porządku duchowym, duszpasterskim. W takich sytuacjach trzeba absolutnie potwierdzić, że to wydarzenie należy do kategorii wydarzeń tzw. chronionych. To oznacza, że nie każdy może, ktokolwiek sobie chce, prywatnie wchodzić czy wykonywać czynności, filmować, przeprowadzać rozmowy, bo on sobie chce to akurat uczynić.
Proszę zauważyć, że takie wydarzenia są w różnych obszarach życia. Dla przykładu - konkurs skoków narciarskich. Pan Adam Małysz jeszcze niedawno, po skoku, gdy tylko wylądował - ale nie tylko on, inni skoczkowie też - ledwo przez bramkę przeszedł, już był przed kamerą, już był mikrofon, już tam była rozmowa, jak mu się leciało, jak skok wyszedł itd. Bo w tych kategoriach, w organizacji tego konkursu to jest dopuszczalne. Ale proszę sobie wyobrazić, że np. na meczu piłkarskim dziennikarz, który skądinąd ma akredytację, wejdzie na stadion - jest na stadionie, więc jest dopuszczony do dokumentowania, do transmitowania tego wydarzenia. Zobaczy np. na płycie stadionu, na murawie, że któryś z zawodników wykonał piękny drybling i prowadzi piłkę dalej. Tak mu się ten drybling spodobał, że ten dziennikarz zechce natychmiast wyskoczyć na murawę, zatrzymać piłkarza i spytać: Proszę pana, gdzie pan się nauczył takiego pięknego dryblingu? Albo: Co pan myśli o decyzji sędziego, który przed chwilą zagwizdał? Czujemy natychmiast niestosowność tego, bo są wydarzenia, które są wydarzeniami prawnie chronionymi. Do takich należą też wydarzenia duszpasterskie.
Potrzebna jest akredytacja
Proszę zauważyć, że tak naprawdę wydarzenia duszpasterskie nie są ściśle zamknięte przed okiem kamery czy przed mikrofonem. Samo to, że powszechne jest dzisiaj w świątyniach nagłośnienie, radiofonia wewnętrzna kościoła, często nawet z głośnikami zewnętrznymi, oznacza, że wręcz zależy na tym, żeby głos dotarł do wszystkich, którzy chcą w tym uczestniczyć. Żeby maksymalna liczba osób mogła w tym uczestniczyć. Powszechne jest też dzisiaj, że ważniejsze wydarzenia duszpasterskie są dokumentowane poprzez dokumentację filmową. Ale to zależy teraz od jakości wydarzenia: jeżeli jest to wydarzenie na prośbę prywatną, np. zawarcie małżeństwa czy pogrzeb, to wtedy rodzina decyduje, czy w ogóle chce takiej dokumentacji, a jeżeli tak, czy ma to być ktoś, kto w porozumieniu z kapłanem, który sprawuje obrzędy, będzie mógł się przemieszczać po kościele z kamerą na ramieniu. Wtedy się uzgadnia, kto, kiedy, w którym momencie, jakie zachowanie. Bo też nie jest tak, że chodzi, kiedy chce i jak chce. Absolutnie tu są odpowiednie przepisy. Czy też będzie to sytuacja, że ktoś będzie dopuszczony z kamerą, ale będzie miał wskazane miejsce w świątyni, z którego będzie mógł mieć ujęcia w różne obszary. Ale ma powiedziane: tylko tutaj i nigdzie więcej. A więc jest tzw. miejsce dla dokumentujących, dla reporterów, dla transmitujących to wydarzenie, dla komentujących, to w świeckich środowiskach tzw. loża prasowa. Proszę sobie przypomnieć zarówno wydarzenia dotyczące pogrzebu Ojca Świętego Jana Pawła II, jak i uroczystości beatyfikacyjne. Wszystkie media były przesunięte aż na koniec ulicy Via della Conciliazione i stamtąd przy odpowiednim sprzęcie dokumentowały całe wydarzenie i nikt przeciwko temu nie protestował. Bo to jest naturalne. Bo taki jest porządek rzeczy i każdy, kto kulturalnie i uczciwie chce po prostu służyć transmisją czy komentarzem, podporządkowuje się tym przepisom, tym wymogom.
Z tego, co wiem, to na Jasnej Górze, na szczycie Jasnej Góry, na placu jasnogórskim, przy dużych wydarzeniach liturgicznych, a takich wydarzeń są dziesiątki w ciągu roku - pielgrzymek środowiskowych, zarówno gromadzących setki tysięcy ludzi, jak też i dziesiątki tysięcy ludzi - to wtedy są Liturgie na szczycie Jasnej Góry. Jeśli jest to przez organizatorów przewidziane, to jest też miejsce wyznaczone na podwyższeniu dla kamer, dla mikrofonów, dla tych, którzy dokumentują. Każdy, kto chce dokumentować, wchodzi w to miejsce, zgłasza wcześniej swą obecność, prosi o to miejsce, uzgadnia swoją obecność. To jest normalne, czyli tzw. akredytacja.
Uzurpatorzy z kamerą
W opisywanej sytuacji pomiędzy osoby, które chciały przeżywać duszpasterskie wydarzenie, na teren kościelny - podkreślam - a więc chroniony również prawem prywatnym, weszli dziennikarze, nie zgłaszając tego, a jednocześnie chcąc w trakcie wydarzeń duszpasterskich zagadywać zgromadzonych, przysuwać mikrofon ludziom, którzy się modlą, przysuwać im kamerę. Takich rzeczy robić nie wolno, to jest uzurpacja. W rzeczywistości trzeba uznać, że ci, którzy weszli na plac w taki sposób i z takim zamiarem, wtargnęli na to wydarzenie. Osobiście nie przypuszczam, żeby ci konkretni dziennikarze nie wiedzieli, co robią, można tylko zadać pytanie, czy to była ich prywatna inicjatywa, czy też otrzymali takie polecenie.
Patrzymy w tych dniach na wielką aferę, która się rozwija w Wielkiej Brytanii. W związku z nadużyciami ze strony dziennikarzy i redaktorów, ludzi mediów, którzy potrafili w sposób ukryty pozyskiwać informacje, często je wręcz wykradać, a potem upubliczniać. Są pewne granice, pewne normy muszą być respektowane. W tym przypadku zadziwiające jest nie tylko to, że osoby, które wtargnęły, podały kłamliwą wersję faktów, ale też - co jeszcze poważniejsze - że włączają się w to instytucje państwowe. To jest też przedziwne, że z jednej strony opinia, a tutaj apel do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Albo opinia, albo jakiś apel. Ale to już jest inna kwestia, wewnętrznej sprzeczności, że zwracają się do ministerstwa o to, żeby ministerstwo zabezpieczyło możliwość swobodnego wykonywania przez dziennikarzy ich roli, ich posługi, ich zadań w czasie wszystkich publicznych zgromadzeń. Czy to oznacza, że ministerstwo ma pozwolić dziennikarzom, żeby w czasie meczu piłkarskiego wchodzili na murawę stadionu i zagadywali piłkarzy i robili wywiady w trakcie meczu? Czy to oznacza, że będzie jakiś apel ministerstwa do wszystkich Kościołów i wszystkich związków wyznaniowych o to, żeby dziennikarze mieli swobodny, dowolny wstęp, nie wiem, do synagogi, do meczetu, do cerkwi? Przecież takie myślenie jest totalnym nieporozumieniem. A jednak ta opinia, ten dokument próbuje wprowadzać taki język.
Prawo do modlitwy publicznej
Jeszcze ostatnia kwestia. Rok temu właśnie w miesiącach letnich, w kontekście wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie była duża dyskusja, czy człowiekowi wierzącemu wolno się modlić w miejscu publicznym, ogólnodostępnym, jeżeli nie przeszkadza nikomu w normalnym funkcjonowaniu. Bo gdyby tam wyszli ludzie na ulicę i blokowali ruch samochodowy, to oczywiście ulicę trzeba udrożnić, chyba że jest to uzgodnione z miastem. Zgłoszona obecność większej grupy ludzi i ta ulica jest za zgodą władz miasta wyłączona. Ale jeśli to jest na trotuarze, jeśli to jest gdzieś na górskim szlaku, jeśli to jest gdzieś na kajaku, jeśli to jest w miejscu innym, ogólnie dostępnym, każdemu wolno stanąć i trwać w medytacji. Mogą to zrobić również dwie osoby i dziesięć osób, ponieważ nie narusza to porządku zewnętrznego. Już rok temu były te rzeczy kontestowane przez niektóre środowiska, a w tym roku jakby ktoś chciał pójść krok dalej, żeby zabezpieczyć na terenach wewnętrznych, kościelnych prawo do wejścia dla dziennikarzy, którzy nie chcą się modlić. Teren Jasnej Góry, szczytu to jest teren wewnętrzny, kościelny. To zbyt duża uzurpacja. Natomiast gdy się czyta całą tę uchwałę, opinię, odezwę, bo to różnie można interpretować, to tam jest tyle, w moim przekonaniu, świadomie wprowadzonych niedomówień bądź przesunięć z zakresu poszczególnych pojęć, że trzeba by długiego wykładu i pewnej dłuższej, szczegółowej analizy, żeby wykazywać pewne sprzeczności. Faktem jest jednak, że autorzy świadomie podkreślają informacje o wydarzeniach duszpasterskich, używając słowa "pielgrzymka" i zwracając uwagę, że chodzi o miejsce na szczycie Jasnej Góry, o miejsce szczególne w duchowości Narodu. Ale te odniesienia do politykierstwa, do polityków współpracujących, te komentarze o konstytucyjnych prawach dziennikarzy czy redaktorów, to są sprawy na granicy manipulacji. Bardzo umiejętnie jest to zredagowane i tylko szczegółowa analiza mogłaby pozwolić na uchwycenie i wykazanie właśnie tych manipulacji. Ale wiem, że wiele osób już to komentowało. Z mojej strony jest taki niepokój ogromny. Czy nie mamy do czynienia z próbą pewnej ingerencji w wewnętrzne sprawy Kościoła katolickiego, ponieważ chodzi o spotkanie duszpasterskie, modlitewne, a nawet ściśle liturgiczne. Ten niepokój sygnalizuję i z tym niepokojem o tym mówię. Są to rzeczy znane i autorzy tego dokumentu też to wszystko wiedzą. Mimo że wiedzą, próbują jednak stwarzać fakt medialny. A ponieważ chodzi o Krajową Radę Radiofonii i Telewizji i ponieważ chodzi o komisję parlamentarną, to już nie jest to tylko fakt medialny. To już jest zaangażowanie państwowych instytucji i naginanie pewnych norm i przepisów prawnych, i to jest dodatkowo niepokojące. Tak bym to skomentował.
Radio zatroskane o Naród
To jest prawda, że ilość tych komentarzy czy faktów skumulowana w krótkim czasie dodatkowo niepokoi, ponieważ gdy mówimy, gdy czytamy też, słuchamy komentarzy dotyczących tych ataków terrorystycznych w Norwegii, to idą komentarze właśnie tego typu: skrajny konserwatysta, chrześcijański fundamentalista, i to jest budzenie społecznych skojarzeń. Jeśli chrześcijanin, tzn. że ktoś niby niebezpieczny, w tej uchwale, w tej opinii też się mówi o agresji uczestników pielgrzymki. Sam zwrot "agresja uczestników pielgrzymki" - to jest też obliczone na pewien efekt społeczny. Komuś widocznie zależy, żeby odebrać pokój między ludźmi. Tym bardziej z niepokojem, ale bardzo uważnie trzeba to obserwować i jeśli coś wymaga interwencji, to nawet interweniować, żeby ci, którzy próbują w ten sposób prowadzić ludzkie myśli, wiedzieli, że ktoś też to widzi.
Pytanie, dlaczego Radio Maryja stało się takim chłopcem do bicia, należałoby skierować pod adresem tych, którzy to czynią. Natomiast z boku patrząc, po pierwsze - absolutnie potwierdzam, że dlatego powiedziałem wcześniej, że to wydarzenie wpisuje się w ciąg dziesiątków tego typu wydarzeń na Jasnej Górze, które są stałym programem duszpasterskim Kościoła katolickiego w Polsce, i ta pielgrzymka jest też pod patronatem Rady ds. Środków Społecznego Przekazu i zarówno przewodniczenie, jak i homilia zawsze, na ile wiem, jest uzgadniana z tym zespołem. Jest to więc pewien element programu duszpasterskiego też w Polsce i z tego się cieszymy, i za to dziękujemy Ojcom Redemptorystom, bo to dotyczy ogromnej rzeszy setek tysięcy wiernych. Natomiast w rzeczywistości, gdy chodzi o środowisko Radia Maryja szeroko rozumianego, ja, słuchając tych komentarzy osób, które próbują krytykować, mam wrażenie, że najbardziej ich niepokoi to szczególne zatroskanie o Naród. To szczególne zatroskanie o Ojczyznę, o Polskę.
Przecież chrześcijańska odpowiedzialność za sprawy świata w sposób oczywisty obejmuje również odpowiedzialność za Naród. Więcej, przecież pojęcie narodu, zjawisko narodu jest też ujęte w planach Bożych. Skoro Pan Bóg pokazał niemal na oczach ludzi, sprawił, że to jest spisane w księgi święte, że poprzez naród przygotował też dzieło swojego Syna, dzieło zbawcze, to oznacza, że naród jest zwyczajną drogą czy zwyczajną formą realizacji pewnych Bożych dzieł. Także polski Naród. Nie jedynie polski Naród, ale także polski Naród. Wielokrotnie też o tym mówił błogosławiony Jan Paweł II, gdy pokazywał, w jaki sposób Opatrzność Boża działa w dziejach polskiego Narodu, ale także działa poprzez dzieje polskiego Narodu. To jest problem każdego pokolenia. Czy rozpoznając Boże zamysły, nie chce ich podjąć albo nie ma siły podjąć? Czy też nie rozpoznaje wręcz Bożych zamysłów? Dzieje Polski pokazują, że ile razy dane pokolenie umiało rozpoznać Boże zamysły i miało siłę, żeby je podjąć, to Polska się rozwijała i było to też z korzyścią dla innych narodów. Ile razy jakieś pokolenie rozpoznało albo nie rozpoznało swojego czasu, albo nie potrafiło podjąć tego zadania po Bożemu, tyle razy prowadziło to wcześniej czy później do różnych kumulacji cierpień, niepokojów, wręcz nienawiści. I to jest pytanie do nas samych, które my sobie musimy stawiać, i intencja, w której się trzeba dużo modlić, żebyśmy w naszym pokoleniu umieli też rozpoznać pewien Boży zamysł i żebyśmy mieli odwagę, rozpoznawszy, podjąć te dzieła. Po takich drogach prowadził nas właśnie Jan Paweł II.
[Do kwestii napaści słownej wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego na osobę ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego i możliwości reakcji Episkopatu Polski ks. abp Andrzej Dzięga odniósł się w ten sposób]: Z jednej strony to bardzo poważna kwestia, a z drugiej strony trzeba zachować proporcję rzeczy. Nie chciałbym zatrzymywać się dłużej nad wypowiedziami pana posła Niesiołowskiego, aktualnego wicemarszałka Sejmu, bo te wypowiedzi trzeba interpretować na tym poziomie, na jakim są wypowiadane, i tylko na takim poziomie, nie można dodawać im rangi przez podwyższanie tego poziomu. Natomiast samo to, że ktoś komentuje słowo mówione z ambony - zresztą nie pierwszy pan marszałek Niesiołowski, obecnemu panu prezydentowi też się to w pewnym momencie zdarzyło, jeszcze gdy nie był prezydentem - to myślę, że mamy również do czynienia z pewnym nowym zjawiskiem. Ale to tylko świadczy, jak ambona jest ciągle uważnie słuchana, i myślę, że ta ambona jest warta odpowiedniego wykorzystania, i to nie powinno wyhamowywać czy wystraszać tych, którzy na ambonie stają, wręcz przeciwnie - wiedząc, że ambona jest słuchana, powinni głosić prawdę Bożą.
Wypowiedź w "Aktualnościach dnia" w Radiu Maryja 27 lipca 2011 r.